Jak testując WOOP zostałem tłumaczem?

Niedzielne popołudnie, początek roku 2016. Siedzę przy stole w salonie, wpatrzony w okno naprzeciw. Pada śnieg, a może tylko w mojej wyobraźni pada, bo mimo zimy pogoda do tej pory raczej wiosenna. Patrzę mając nadzieję, że poza śniegiem zobaczę skończoną formę mojego warsztatu, który w ramach zaliczenia Szkoły Treningu i Warsztatu Psychologicznego właśnie projektowałem. Wymyśliłem sobie, że pomogę uczestnikom mojego zaliczeniowego warsztatu przełamać prokrastynację. Termin wtedy w naszym kraju raczej mało popularny. Znajomy trener zaprawiony w boju, przy okazji jakiegoś spotkania przy kawie zapytał przekornie czy to ma jakiś związek z prokreacją. Do zadania podszedłem ambitnie, jak zwykle. Miało być evidence based, więc zebrałem sporo materiałów z różnych źródeł, przestudiowałem, a teraz siedzę i staram się wyłuskać sedno i jeszcze złożyć z tego scenariusz, na bazie którego poprowadzę spójny, strawny, angażujący warsztat.

Jak to zrobić?

No i żeby jeszcze ludzie z tego coś wynieśli, coś ważnego, pożytecznego, co choć trochę poprawi ich komfort życia i efektywność działań…

Odrywam wreszcie wzrok od okna i patrzę w monitor komputera. Kilkanaście zakładek i każda ważna i w każdej znajduję kolejne ważne odnośniki, które szybko zamieniają się kolejne zakładki. Strasznie mnie to frustruje. Chciałbym już skończyć, domknąć, ale wyrzuty sumienia nie dają mi spokoju. A jak czegoś ważnego nie dodam, a jak walnę jakąś bzdurę. Wszystko trzeba sprawdzić, potwierdzić. Muszą być naukowe podstawy…

Na jednej ze stron mój wzrok przyciąga pisany dużymi literami akronim WOOP. Zachęcony czytam tekst poniżej, który wyjaśnia znacznie liter. Wish Outcome Obstacle Plan. Znowu jakieś ględzenie o cudownych zaklęciach spełniających marzenia. Zapobiegawczo zapisuję treść w folderze „do_sprawdzenia” i idę dalej z materiałem.

Przygotowania warsztatu ostatecznie domykam kilka miesięcy później, pierwsza jego odsłona w Campus Warsaw Googla – to temat na inną opowieść – druga w Rodzinnej Warszawie. Uznałem, że po tej drugiej mogę już o sobie powiedzieć „ja, trener”.

WOOP

Mija kilka lat, a „ja, trener” zderza się nagle z rzeczywistością, przed którą chciał uchronić swoich kursantów. To jednak prokrastynacja mnie też to dotyczy? Może tak. Dobrze, że zawczasu przygotowałem sobie narzędzia, których mogę użyć do wdrażania prakseologicznych idei. Wracam więc do tematu – przetestuję na własnej skórze. Idzie żmudnie, a ja potrzebuję czegoś na już, jakiegoś cudownego zaklęcia, które pozwoli mi przekuć zamierzenia w rzeczywistość. Zaglądam do folderu „do_sprawdzenia”, który stał się studnią bez dna. Wszystko, co tam wrzuciłem, przepadało bez echa. Aż do teraz. No więc zaglądam. I tak, jak przed kilku laty, z tego elektronicznego kubełka najgłośniej krzycy do mnie WOOP. Klikam odruchowo. Czytam, wciąga mnie. Zaczynam stosować. Jestem zaskoczony prostotą i skutecznością tego narzędzia. Dlaczego dopiero teraz to do mnie dotarło. Ku mojemu zdumieniu w polskim internecie na ten temat prawie nic, tylko zdawkowe, krótkie zajawki. Ściągam książkę w języku angielskim. Czytam i kolejne zdumienie. To nie jest ściema. Wszystko evidence based, poparte wynikami badań, które Gabriele Oettingen i jej mąż Peter Gollwitzer zbierali niezależnie przez lata, nie wiedząc jeszcze, że znajdą one swój finał w formule WOOP.

Postanawiam przetestować metodę na większą skalę. Skoro tak mało na ten temat w języku polskim, to trzeba to naprawić. Wish, jak zwykle ambitnie. Dotrę do dr Oettingen i zaproponuję, że przetłumaczę książkę, znajdę wydawcę i zorganizuję konferencję, na której będzie mogła wystąpić przed polską publicznością.

Miałem już doświadczenie z przekładem. Wiele lat wcześniej w podobny sposób dotarłem do Paulo Coelho i przekonałem go, że zasadne jest aby język polski znalazł się wśród wielu innych języków na które tłumaczony był popularny wtedy blog Warrior of the light. Coelho nie tylko zgodził się z moją sugestią, ale pozwolił również, abym to ja tłumaczył teksty. W ten sposób doskonaliłem jednocześnie warsztat pisarski i angielski, z którego robiłem przekład. Ostatecznie swój dorobek z tego projektu przekazałem do wydawnictwa Drzewo Babel, gdzie miałem okazję poznać dwie wspaniałe osoby, a mianowicie Basię Stępień, która rozkochała Polaków w twórczości Coelho i człowieka orkiestrę, czyli Magdę Malejczyk trzymającą wtedy pieczę nad operacyjnymi zadaniami wydawnictwa.

Tak więc miałem już pewne przesłanki, że mój eksperyment, czyli oparcie ścieżki realizacji celu o model WOOP może się powieść. Nie była to hipoteza wyssana z palca. No więc do dzieła. Krok po kroku pokonywałem kolejne wewnętrzne przeszkody, co pozwoliło mi przeskakiwać przez kolejne kamienie milowe mojego planu. Jaki efekt. Po ok półtorej roku od rozpoczęcia projektu mogłem stwierdzić, że potwierdza to, co leży u podstaw metody. Wsparty WOOP’em uzyskałem zgodę Gabriele na publikację książki, a przy okazji zaangażowałem się w spolszczenie strony woopmylife popularyzującej metodę oraz aplikacji, która pomaga w wykształceniu nawyku WOOP’owania.

Znalazłem wydawcę. Ku mojej radości książkę zdecydowało się wydać Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne. Książka została wydana i z tego co mi wiadomo spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem czytelników. Zaczęło przybywać treści i opracowań w języku polskim nawiązujących do metody. Czyli wreszcie tak, jak powinno być.

Został tylko jeszcze jeden punkt w moim pierwotnym planie, czyli konferencja. Jak to zrobić. Podzieliłem się metodą i pomysłem ściągnięcia autorki z Marzeną Jankowską, która jest jednym z założycieli Polskiego Towarzystwa Trenerów Biznesu. Powiedziała, że dobry pomysł i że pomoże. Pomogła. Okazało się, że książka została przyjęta z entuzjazmem przez brać trenerską. Znalazła się wśród książek wyróżnionych w konkursie „Książka dla Trenera”, a Gabriele Oettingen została zaproszona do Warszawy na coroczną konferencję, podczas której odebrała wyróżnienie i wygłosiła prelekcję. Mogłem domknąć mój projekt i ostatecznie potwierdzić hipotezę, że WOOP jest skuteczny.

Skoro pierwsza książka przetłumaczona, zebrane doświadczenie i ogrom nauki zebrany m.in. dzięki zaangażowaniu i cierpliwości redaktorów wydawnictwa. Trzeba ten nowy fach udoskonalić – zgodnie z dewizą ciągłego doskonalenia. Rozsyłam propozycje po wydawnictwach i przez kilka miesięcy cisza. Zapomniałem o temacie, zająłem się innymi sprawami. I nagle telefon. Helion. Prośba o próbkę. Tłumaczę, wysyłam.

Projekt Jednorożec

Rzecz o klientocentryczności, zaangażowaniu, bezpieczeństwie psychologicznym w organizacji i ciągłym doskonaleniu.

Dostaję propozycję zrobienia przekładu. The Unicorn Project and the Five Ideals, autorstwa Gene Kim. No pięknie. Kolejne potwierdzenie, że synchroniczność działa. Same nowe trendy w zarządzaniu projektami, przepływem pracy i zespołami. I to jeszcze w IT, które wraca do mnie jak bumerang przez całe życie, nawet w takich momentach, kiedy chcę od niego uciec. Jedna z pierwszych książek o rebelii w organizacji – takiej pozytywnej, zmieniającej na lepsze. Rebelii wprowadzającej klientocentryczność, zwiększającej elastyczność, usprawniającej przepływ pracy, budującej bezpieczeństwo psychologiczne, zwracającej uwagę na lokalne działanie i wprowadzającej nawyk ciągłego doskonalenia. Książka napisana bez nadęcia, w formie powieści. To już drugi bestseller Gene Kim, zaraz po Projekcie Fenix, powieści opowiadającej o modelu DevOps jako odpowiedzi na rosnącą złożoność projektów informatycznych (choć nie tylko) i organizacji, która tych projektów się podejmuje. Tłumaczona przeze mnie druga powieść Gene jest kontynuacją pierwszej, a model DevOps jest jednym z bohaterów. Towarzyszy Maxine w jej batalii na rzecz bardziej efektywnego i przyjaznego środowiska i kultury pracy.

Marketing

Zaraz po Jednorożcu podejmuję się przekładu piątego wydania Marketingu autorstwa Jeanette McMurtry – książki, która ukazała się w słynnej serii dla bystrzaków. Marketing to moja zawodowa miłość od pierwszego wejrzenia. Obok zarządzania wyuczona i praktykowana, choć w ciągłym twórczym napięciu, co zauważyli kiedyś Al i Laura Ries w Wojnie marketingu z zarządzaniem.

Do głowy mi nie przyszło, kiedy wręczano mi pod koniec podstawówki wyróżnienie za udział w konkursie plastycznym wraz z giftem w postaci książki o reklamie, że będę miał kiedyś udział w przekładzie książek w dziedzinie, która bada czego potrzebują ludzie; zastanawia się jak tworzyć dla nich wartość; jak ich o niej informować, korzystając z takich narzędzi jak choćby właśnie reklama i jak tę wartość dostarczać.

Mimo długiego pożycia mój związek z marketingiem stał się na kilka lat mniej intensywny. Wtedy wydawało mi się, że nie do końca jest to miłość odwzajemniona. Z dystansu mogę jednak stwierdzić, że czuję się spełniony w tym obszarze i że jest to dobry fundament do aktualnej pracy z organizacjami i przedsiębiorcami. Książka była dla mnie powrotem do korzeni. Dzięki niej utwierdziłem się w tym, że niezmienne prawa marketingu są nadal aktualne, co zachęciło mnie do upgrade’u tematu i powrotu do grona żywych marketerów. Dzisiaj korzystam chętnie z wiedzy i doświadczeń z tego obszaru.

Negocjacje i sprzedaż

Po marketingu, jak na zamówienie, dostaję do tłumaczenia Inked napisanej przez mistrza sprzedaży Jeb’a Blount’a. Z redakcją staramy się ustalić odpowiedni przekład tytułu. Choć pozostawianie oryginalnych tytułów jest obecnie przyjmowane jako dopuszczalne, z wielu propozycji decydujemy, że Korzystna transakcja najlepiej odda ducha i treść książki. Jest to, nie wiem czy jedyna, ale z pewnością najlepsza książka wspierająca przygotowania do prowadzenia negocjacji osób po stronie sprzedaży. Choć Blount przestrzega sprzedawców przed myśleniem kategoriami win-win w negocjacjach, to działając zgodnie z filozofią Blount’a obie strony wygrywają. Autor zachęca sprzedawców do rzetelnego zrozumienia wszystkich interesariuszy i ich potrzeb, aby przygotować taką wartość, której faktycznie potrzebują i którą cenią. Handel polega na wymianie, oddawaniu tego, co w danej chwili wyceniam niżej, w zamian za coś, co cenimy wyżej. Tu nie powinno być przegranych. Transakcja może być korzystna dla każdego, o ile obie strony są dobrze do niej przygotowane.

Matematyka

Matematykę dla menedżerów potraktowałem raczej jako możliwość poświęcenia czasu na uporządkowanie własnej wiedzy na temat tego, gdzie i w jakiej roli królowa nauk może usprawnić wyciąganie wniosków i zarządzanie firmom. Książka była pisana z myślą o rynku amerykańskim i brała pod uwagę tamtejsze standardy księgowe oraz uregulowania prawne, które warunkują sposób liczenia. Dostosowanie treści do polskiej specyfiki było sporym wyzwaniem. Ponownie przekonałem się jak emocjonującym zagadnieniem jest matematyka i jej zastosowanie w firmie. Zdarzało się, że ten projekt doprowadzał do pasji mnie i bardzo zaangażowany w temat Zespół Redakcyjny. Ostatecznie wyszło całkiem zgrabnie i jak myślę z pożytkiem dla tych, którzy do książki zaglądają, a potem stosują w praktyce to, co w niej znaleźli.

Mapa organizacji

Bardzo często, właściwie od początku mojej zawodowej aktywności w przedsiębiorstwach i obok, pełniąc rolę wspierającą, potrzebowałem pełnego obrazu organizacji, wszystkich systemowych powiązań, aby mieć świadomość przyczynowości. Nie wynikało to z mojej nadmiernej ciekawości, ale z przekonania, że aby dobrze wykonywać swoją pracę, projektować i realizować inicjatywy zmian, muszę widzieć, jak moja praca i wprowadzane zmiany wpłyną na całą organizację. Zależało mi, aby praca, którą wykonuję miała sens, faktycznie budowała wartość i przynosiła organizacji korzyści.

Budując taki wgląd, korzystałem z różnych istniejących narzędzi, a czasem tworzyłem własne, czegoś mi jednak brakowało. Czegoś, co w sposób obrazowy pokaże całość organizacji i będzie stanowiło punkt odniesienia dla wszystkich inicjatyw, które pojawiają się w firmie. Od zawsze bliskie było mi spojrzenie systemowe i systemowe myślenie o organizacji. Zawsze postrzegałem ją jako złożony organizm, na który składają się współzależne elementy. Zawsze też uważałem, że strategia powinna uwzględniać zmienność otoczenia i możliwość zmian wewnętrznych wynikających z dynamicznego rozwoju – dane mi było zdobywać doświadczenie w przedsiębiorstwach rozwijających się bardzo dynamicznie.

Dlatego też bliski był mi Deming i jego cykl PDCA, na którym oparł praktyczny i efektywny model kompleksowego zarządzania jakością TQM, który w Polsce miał głównie twarz standardów ISO. Niestety ISO raczej kojarzyło się wbrew intencji twórców z usztywnieniem działań, a mniej z rozwojem i  często ograniczało się do pułkownikowych teczek z opisem standardów, które szybko się dezaktualizowały – czyli jaskrawy dowód, że nie w teczkach siła, tylko w głowach – w zrozumieniu i „mindset’cie”. Dzisiaj cykl Deminga odmieniany jest przez wszystkie przypadku. Uważność na klienta i otoczenie, zwinność w działaniu i ciągłe doskonalenie szybko stało się „must have” przedsiębiorstw w świecie VUCA i BANI. Na kręgosłupie PDCA zbudowana jest koncepcja zwinnego zarządzania (agile) i szczupłego zarządzania (lean), które wzajemnie się zazębiają i uzupełniają.

Wszystko z wszystkim się łączy, jedno z drugiego wynika, a ja cały czas słuchając rozmaitych ekspertów zarządzania, przedsiębiorców przedstawicieli działów, branż, doradców i przedstawicieli firm z różnych miejsc łańcuchów dostaw, mam wrażenie, że żyją na innych planetach i zamiast szukać wspólnego języka, przekrzykują się nawzajem, bez efektu zrozumienia. Może przesadzam, a może nie do końca. Może nie wiedzą, że mówią o tym samym, tylko inaczej? Jak można im i sobie pomóc?

Szukając rozwiązania trafiłem na rozwiązanie o pięknej nazwie Milky Way. Milky Way to model, metoda i filozofia w jednym. Stanowi odpowiedź na potrzebę stworzenia wspólnego obrazu firmy, dostępu do jednego języka, platformy komunikacji dla wszystkich. Metoda Milky Way pozwala na spotkanie ludzi z całej organizacji i połączenie sił w trakcie tworzenia takiej mapy organizacji, która będzie najbliższa faktom i zrozumiała dla wszystkich.

Również Milky Way wpisuje się w demingowski cykl PDCA. Organizację w graficznej formie przedstawiamy jako cykl zamknięty w okręgu, w trakcie którego krok po kroku powstaje wartość dostarczana klientowi. Na jednej płaszczyźnie jesteśmy w stanie przedstawić wielowymiarowość organizacji. Powiązane ze sobą zdolności biznesowe, procesy, przepływ informacji, systemy informatyczne, przypisane do zdolności, procesów role oraz powiązania organizacji z klientami, partnerami oraz pozostałymi uczestnikami rynku i otoczenia. Na tak sporządzoną mapę możemy nanosić kolejne warstwy analityczne, łączyć ją z innymi.

Milky Way autorstwa Cecilii Nordén jest pierwszą publikacją, którą wydaliśmy jako Creotab pod marką Creotab Press.

Książka do nabycia w sklepie Amazon: Milky Way. Stwórz mapę, wskaż kierunek i przyspiesz zmianę